Bioregionalizm
- Wymień pięć ptaków osiadłych i pięć migrujących z twojego rejonu.
- Podaj 5 gatunków traw, które rosną przed twoim mieszkaniem.
- Które kwiaty wiosenne rozkwitają jako pierwsze w twojej okolicy?
- Jakie rzeki płyną niedaleko, skąd i dokąd sięgają?
- Zastanów się, czym zajmowali się ludzie sto lat temu tam, gdzie teraz mieszkasz.
- Ile dni zostało do pełni księżyca? Dopuszczalne jest dwa dni błędu.
Te i inne pytania sprawiły, że rozpędzony suwak mojej przeglądarki się zaciął.
Okazało się, że są to pytania z quizu o bioregionalizmie. Zaintrygowany, postanowiłem sprawdzić, co lub kto kryje się za tym terminem. Jak to bywa z innymi “izmami”, naszła mnie obawa przed ideologicznym bagażem. Nie spodziewałem się jednak, że wpadnę do filozoficznej studni.
Czytajac o bioregionaliźmie odniosłem wrażenie, że plątające się między uszami przekonania ułożyły się w zrozumiały symbol. Poczułem nawet, że w końcu mogę nazwać swój światopogląd. Z czasem zauważyłem, że stosowanie się do przykazań wynikających z bioregionalizmu łagodzi trudny czwartej dekady bycia (podobno tej najbardziej rozczarowującej).
Wszystkim trzydziestolatkom polecam więc polską interpretację terminu autorstwa Janusza Korbela, nieżyjącego już ojca polskiego ruchu ekologicznego.
Świetnie uzupełnia go wykład Jenny Odell How to Do Nothing: Resisting The Attention Economy. Bioregionalizm według Odell sprowadza się do wplecenia w życie dwóch wzorców. Po pierwsze, Odell zachęca do planowania zajęć w przestrzeni fizycznej, najlepiej pod gołym niebem, blisko natury i domu. Po drugie, promuje docenianie i dbanie o otaczającą nas przestrzeń, ludzi i instytucje zamiast ciągłego zwracania się ku nowemu.
Usiądź spokojnie – jej podejście to nie luddyzm ani coaching z Instagrama. Zarówno w wykładzie, jak i książce o tym samym tytule pokazuje, jak można zacząć odkrywać własny bioregion. A oto jak ja to robię:
- Zdecydowaną większość urlopów spędziłem w Polsce, zawsze bezpośrednim polu rażenia parków narodowych i rezerwatów. Zahaczam o lokalne muzea, a ostatnio także domy zdrojowe.
- Potrzebę gadżeciarstwa zaspokoajam narzędziami do inwigilacji przyrody: lornetka, lupa, kolejne obiektywy do uwieczniania Matki Natury w jej różnych odsłonach.
- W plecaku trzymam drukarkę typu Instax, żeby utrwalać wspomnienia jeszcze w trakcie ich trwania i dzielić się nimi z przyjaciółmi.
- Trzecia część moich lektur to pozycje krajoznawcze i przyrodopisarskie.
- Jeśli chodzi o sprawy sercowe, porzuciłem dyscypliny wymagające zadaszenia na rzecz biegania, często szutrem.
- Cześciej wybieram muzykę na żywo i daję głośniej, kiedy w Dwójce leci promujący lokalną muzykę ludową Magazyn Źródła.
- Po przeglądarce i komunikatorze, trzecim najczęściej wykorzystywanym typem aplikacji są narzędzia do identyfikacji zielonej scenerii: BirdNET, iNaturalist czy Merlin Bird ID.
Te działania faktycznie pomagają mi nabrać odporności, którą Odell zawarła w tytule i liczę, że będzie rosła z każdym odhaczonym pytaniem z quizu.